Sagrada Tibidibidabobabo

Barcelona cz. 2
Takich chwil, jak ta o poranku to ja nie lubię.
Zjedliśmy śniadanie i musieliśmy się pożegnać, zostawiając jedynie obietnicę spotkania w Portugalii, Austrii lub Polszy.
Nie lubię, bo oto niespodziewanie ktoś staje się częścią twojego życia, a przynajmniej jego fragmentu, wpada niezapowiedziany, a sprawia wrażenie, jakbyście się znali od lat.
A potem znika…
–
Zaraz na Camp Nou i chyba Tibidabo.
16:09
I byłem na Camp Nou. W zasadzie przy, bo na sam stadion nie wchodziłem -> 25e. Wolę zatem kupić sobie Paris Pass Museum, a na swoim San Siro w Mediolanie już byłem. Za FCB niezbyt przepadam.
Sam stadion kompletnie nie zrobił na mnie wrażenia, a jeśli nawet – to raczej negatywne. Dlatego nie byłem tam długo.
Więcej o samym stadionie, na którym przyszło mi być później, w innym terminie, piszę tutaj:
Teraz siedzę na Tibidabo. Ktoś, kto opisał to miejsce jako ucieczkę od gwaru Barcelony chyba nigdy tu nie był. Joey też nie miał pojęcia o czym mówi. Gwar, dzieciory i tłumy.
Ale katedra piękna. A ja zjadłem właśnie posiłek w jednym z najpiękniejszych widoków na Barcelonę.
Więcej o Tibidabo przeczytasz tutaj:
Zaraz do hostelu na sjestę, potem prychol i do Basi.
Barcelona cz. 4
Comments are Closed