Trogir i Paklenica + Wiedeń na dokładkę

Dzień 12
Jak nie trudno się domyśleć na ściankę nie poszliśmy. Wstałem rano, pomyłem naczynia i garnki i poszedłem na zakupy. Cudownie jest jeść świeży chleb z pysznościami. Po śniadaniu od razu na plażę. Cudowna woda. Kilka godzin spędzonych na plażingu, a potem na obiad. W planach pójście na twierdzę i nieco wyżej, na szczyt o nazwie Kula.
—
Byliśmy na twierdzy, ale na szczycie już nie. Czasowo nie dalibyśmy rady. I poszliśmy w sandałach, żeby było śmieszniej. I z piwem, które wypiliśmy patrząc na Omiś z góry. A po drodze spotkaliśmy tylko parę z Niemiec i kilkunastu Polaków.
Wieczorem standard.
Dzień 11
Jest po 10.00. O 5.30 pobudka, bo szliśmy na ściankę. Kusiła nas droga Manteo 4c, 22 m. Tym razem ja robiłem ją pierwszy. Muszę przyznać, że niezła była, pod koniec pionowa, gładka i zmuszająca do kombinacji oraz podejmowania ryzykownych ruchów i chwytów. Ale udało się. T. też. Planujemy zatrzymać się w Paklenicy na jakiś wspin.
Potem jajecznica na balkonie i próba snu, ale kurwa się nie da, jest tak głośno! Nawet cykad nie słychać…
—
Wieczór.
Balkon.
Ostatnie piwo.
Dzień leniwy, najpierw plaża, obserwowanie dzielnych krabów w muszlach, potem obiad i… deszcz. Siedzieliśmy w domu. Wieczorem grill i wyjście na miasto.
Teraz zakończenie wyjazdu na balkonie. Nasze miejsce spotkań, obiadów, kolacji. Jutro do domu. Rano pakowanie się, po drodze Trogir, Paklenica, Zadar, potem Wiedeń i to wesołe miasteczko. Zobaczymy co się uda zrobić. Planowo mamy być w domu w piątek w nocy, a w sb rano z I-ą na ślub T. i M..
I. drugi dzień się nie odzywa, odkąd jej przypomniałem, że jadę w Alpy trenować przed wyprawą. Napisała, że nie ogarnia moich planów [choć jej mówiłem!] i od tej pory cisza. Napisałem wczoraj wiadomość – cisza. Męczące są te fochy.
Dzień 12-13
Izor się odezwał 🙂
Podróż przez Trogir [małe, klimatyczne, typowe miasteczko] do Paklenicy [tam dwa wspiny, bo burza się zerwała – genialne skały!] i dalej do Wiednia ze snem po drodze w aucie. Miło było znów powspominać i zobaczyć Wiedeń. Bardzo miłe wspomnienia mam z tym miastem. I widok najlepszy na świecie z góry, gdy spaliśmy wtedy w aucie. To był dobry wypad. Taki jak lubię. Bardzo w moim klimacie. Pewnie już nie opiszę go nigdy, ale widok z góry na oświetlony nocą Wiedeń – zostanie we mnie do końca….
Potem Prater – mistrzostwo! I powrót do domu. Długa podróż, ale ze zwiedzaniem i 9h we Wiedniu. Wyjazd podsumuję po ślubie, bo zaraz szykować się na to wesele. I. już jedzie do mnie 🙂