Porto-we doznania

Dzień 12
Jakiś niespokojny sen miałem, budziłem się kilka razy w nocy, mając wrażenie, że nie zdążę na samolot. Zdążyłem, ale tak to jest jak się człowiek śpieszy – wtedy wydaje mu się, że cały świat nagle celowo staje na przeszkodzie robiąc wszystko, byś nie zdążył. Np. takie bramki wyjściowe z metra – wszędzie, przez tyle dni się otwierały, a teraz nie chciały. Taka przygoda.
Ale potem reszta poszła już sprawnie.
Cały lot – dla odmiany – przespałem.
Portugalia przywitała mnie pochmurnym niebem. Człowiek z recepcji mówi, że tylko dziś taka pogoda, a od jutra słońce. Pokój w hostelu nie był gotowy, więc zostawiłem plecaczor i poszedłem połazić po Porto. Piękne budynki, ale zaniedbane. Gdyby je tak odmalować na te same kolory, które mają teraz, odświeżyć po prostu, byłoby przepięknie, być może jedno z najpiękniejszych miast Europy.
Góra-dół, góra-dół. Nie wiem na ilu wzgórzach położone jest to miasto. Kilka miejsc zwiedziłem już: Câmara Municipal do Porto, czyli jeden z największych w Europie ratuszy z 70-metrową wieżą dzwonnicy, stację Sao Bento z pięknymi niebieskimi mozaikami na ścianach, które zostały wzniesione na ruinach XVI-wiecznego klasztoru benedyktyńskiego, mosteiro S. Bento de Vitoria z cudownym widokiem na rzekę Duoro, most Ponte de Louis i winiarnie po drugiej stronie z nazwami na dachach. Do tego jeszcze Igrej des Carmelites i Cardin des Oliviera, gdzie normalnie w parku rosną sobie oliwki. Cais Ribeira i te okolice zostawiłem sobie na wieczór. Będę pił porto w Porto!
Kontaktowałem się też z Vereną i Arjuną – są teraz w Lizbonie, więc albo spotkamy się tam, gdy ja do nich dołączę, albo tu gdy oni do mnie.
Co za wspaniali ludzie!
–
„Przygoda jest zawsze ponad wszelką cenę”
J. London „Na szlaku”
–
Wróciłem do hostelu na śniadanie. Pokoje jeszcze nie posprzątane, ale jest czysto, zadbane pomieszczenia, pastelowe kolory wszędzie. Tylko nie ma pralni, więc czeka mnie ręczne pranie.
Pierwsze spostrzeżenia:
– język przypomina mieszaninę hiszpańskiego z węgierskim. Dużo „sz”
– naprawdę nie wiedziałem, że w Portugalii mają inną strefę czasową – 1h wstecz. Jak w Londynie.
–
Wieczór.
Po ręcznym praniu. Siedzę w ogrodzie, a raczej znów takim patio [patio?]. Rosną tu zioła w skrzynkach pomalowanych na jasne kolory, a kanapy puchowe i miękkie ustawione są wokół stołu zrobionego z palet, również kolorowe. I nocleg za 10e w samym historycznym centrum Porto.
Łaziłem cały dzień boży. Tym razem byłem też nad rzeką, a w zasadzie tam spędziłem większość czasu. Architektura cudowna, ale wymagająca odświeżenia. Część domów niszczeje, bo jest opuszczona. Ale nabrzeże piękne. I most Pont Louis I zaprojektowany przez Eiffla [widać] jeszcze przed wieżą paryską. Taki nasz kolejowy, tylko trochę większy.
A po drugiej stronie mnóstwo winiarni i każda zaprasza na tour i degustację. Byłem w Calem. Tour przypominał mi te winiarnie w Prosper w stanie Washington, choć te portowe są mniejsze. A sama degustacja – mmmm… pyszne winko o nazwie Porto „Old Friends”. I białe pyszne i czerwone. A z nami w grupie mama z młodym synem skejtem i jego kolegą z Tajwanu. Chwilkę pogadaliśmy przy degustacji, stąd wiem. Cały tour spoko, ale przy samym stole ja patrzę, a jeden drugiego zalotnie smyra po nóżce pod stołem. I mama to widzi. I mama nie reaguje. Dla mamy to normalne. A oni są razem ze sobą. I z mamą. Ahm.
Potem w jednej z nadbrzeżnych knajp zjadłem kalmary i tagiatelle z małżami, Mulami i innymi świństwami, których nie potrafię zidentyfikować. I nawet mój brzusio się nie złościł. Może dlatego, że wziąłem do tego wino rubinowe 5 letnie. Rozpustna pychota!
Potem, gdy słońce zachodziło poszedłem na zakupy i tak oto jestem. Banan, oliwki, nektaryny, melon, ciastka i czerwone „Monte Grande”.
I wiersz chodzi mi po głowie. Ach, gdyby tak go jednym zamachem strzepnąć na kartkę. Ale se ne da…
Jutro planuję spać do oporu i na cały dzień skoczę nad ocean. Tylko nie wiem czy pogoda pozwoli posiedzieć nad Atlantykiem.
Wiersz – won na kartkę!
A sio!
PORTOWPORTO
trącić strunę
a rzewne fado samo wypłynie z duszy
czasem trzeba pojęczeć
do dźwięku gitary
samotność nie jest niczym nowym w żegludze
życia
Monte Grande spogląda na mnie alentejańsko
zazdrosne o porto
no przepraszam
po to porto do Porto aportowałem
–
„Bo i cóż nam po tym, gdzie i jak umrzemy,
Dopóki sił w nas dość, by widzieć wszystko?”
Kipling „Sekstyna trampa królewskiego”
INFO PRAKTYCZNE
dojazd z lotniska komunikacją miejską
(automaty nie przyjmują europejskich kart z chipem)
CENY
hostel – 10e
obiad na starówce – 6-15e
wino w sklepie – 2-5e
wino w winiarni – 8-350 e
tour po winiarni z degustacją (winiarnia Calem) – 5e
DO ZWIEDZANIA ZA DARMO:
starówka
most Pont Louis I
uliczki Porto
Comments are Closed