Śladem Gombrowicza po Buenos aż do Caminito

Wątłe śniadanie i szybki obiad, bo dziś dzień cały boży spędzony oddzielnie. Oni pojechali do ogrodów japońskich, a ja postanowiłem ruszyć śladami Gombrowicza.
W ogrodach japońskich to ja byłem w… Portland w stanie Oregon, więc wystarczy. Jakoś mnie to nie kręci oglądanie krzaczków i przyciętych roślinek. Nie mój klimat. Jeśli kiedyś – jeśli już – miałbym do ogrodu japońskiego – to tylko w Japonii. Ale do Japonii to raczej nie…
Więc Gombro, mój Gombro.
Znalazłem knajpkę, w której pisał swoje teksty. – Querandi przy ul. Peru. Jakoś specjalnego wrażenia na mnie nie zrobiła. Może w czasach, gdy Gombro tu bywał, pełniła funkcję azylu dla pisarzy i artystów, ale teraz…?
Potem poszedłem do jego domu na ul. Venezuela 615. Tu to już w ogóle się rozczarowałem. Właściwie to nie wiem czego się spodziewałem, dobrze wiem, że Gombro ledwo wiązał koniec z końcem, a praca w Banco Polaco nie dawała mu satysfakcji. Willi oczekiwałem? Toż to zwykły obskurny budynek przy Venezuela.
Ale tablica pamiątkowa jest, popisana flamastrami, ale ślad obecności jakiś pozostał.
Czytam o nim więcej i coraz lepiej go rozumiem. Choć 20 lat w Buenos Aires musiało zostawić w nim swój ślad. I zostwiło.
– Widzisz? Taka jest Argentyna. – powiedział przed śmiercią.
Potem dalej i dalej…
Zajrzałem do dwóch muzeów, ale opiszę je zapewne w innych postach.
Albo i nie.
Aż – wdrapując się na niewielkie wniesienie i mijając park z kolorowymi papugami oraz pomnikiem Matki Teresy – trafiłem na Boca Stadium. To już nie śladem Gombrowicza, ale jednak piłkarski wyjec mnie doprowadził aż tutaj.
No dobra, skoro już tu jestem…
Wziąłem więc tour po muzeum i samym stadionie. W części muzealnej wystawione eksponaty dotyczące klubu Boca, a także film dokumentalny o najważniejszych zawodnikach.
Na górze figuruje wielki poster Maradony, który – jak się dowiedziałem – do dzisiaj ma wykupione miejsce w loży stadionu.
– Właściwie on już tutaj nie przyjeżdża. – mówiła nam oprowadzająca nas po stadionie przewodniczka [całkiem interesująca, zresztą]. – Ostatnio jak był to na nogi został postawiony cały stadion, a on i tak był naćpany.
Nasza przewdodniczka to młoda blondynka, która do mnie i innego kolesia z Europy mówiła po angielsku, cała reszta oprowadzana była po hiszpańsku przez ciemnowłosą Argentynkę.
Potem tradycyjnie szatnie drużyny, a także trybuny kibiców gości -miejsca stojące [czyt. tańsze] . Pod trybunami kibiców Boca są szatnie drużyny przeciwnika, w których słychać tupanie i krzyki kibiców.
– Chodzi o to, aby rozproszyć zawodników z przyjezdnej drużyny, wiecie, żeby ich rozkojarzyć, żeby mieli ból głowy. – wyjaśniła nam przewodniczka [całkiem ładny uśmiech].
Gdzie tu fair play?
Sam stadion można zobaczyć, choć dupy nie urywa.
No, San Siro czy Santiago Bernabeu to nie jest.
Ale można.
Po wizycie na La Bombonera poszedłem do sklepu sportowego po drugiej stronie ulicy, a tam figura grubego, jakby karykaturalnego Messiego. To przypomniało mi, aby kupić Tobikowi koszulkę Messiego. Właściwie to nie wiem czy to będzie dobry prezent dla Młodego, bo on jednak za Barceloną [kto normalny kibicuje Barcelonie???], ale może koszulka Messiego z Argentyny to jest dobry pomysł? Nie wiem czy mu się spodoba. Choć jak patrzę na te ceny to… to nie będzie miał wyjścia 😛
Ruszyłem w stronę Caminito i nagle… zdębiałem! Aż przystanąłem w smutku przeokrutnym!
Shakira kibicuje Barcelonie!!!
Kyrieeleison! Odwołuję cóżem rzekł!
Chociaż nie, ona nie jest zwyczajną kobietą.
No, ufff… Wybrnąłem
W ogóle co to za dzielnica slumsowa? Trochę niepewnie się czułem, ale jednak Caminito chyba warto zobaczyć. Wszak to dzielnica artystyczna!
I gdy zobaczyłem już te domki z daleka odpowiedź była jasna – warto.
Kolorowe domki ciasno ułożone jeden obok drugiego, liczne rzeźby, obrazy i wall-paintingi. A dodatkowo w powietrzu dźwięki tango milonga. Tak, oto artystyczny klimat Argentyny.
Choć to artyści raczej z marginesu, łotrzyki, rzezimieszki, chuligani, nicponie.
Gagatki, hultaje, urwipołcie, ananasy.
Ancymony, filuty, drapichrusty.
Huncwoty, łobuziaki i gałgany.
Rozrabiaki, psotniki i szubrawcy.
Ach, kocham bogactwo języka polskiego!
W każdym razie zaczęło się ściemniać i klimat zrobił się bardziej niebezpieczny, niż artystyczny. Przy maszynach portowych zaczęły gromadzić się męty różnego kalibru, a kafejki pustoszały. Tak, słońce już zaszło, więc wprowadziłem w czym spierdalactwo. Szedłem przez takowe dzielnice i ulice, że naprawdę ciągle obracałem się za siebie.
Okazało się, że takie Buenos jest bezpieczniejsze od Rio, bo bez problemów dotarłem do ul. Defenssa, a to już moje rejony, które znam. Sprawdziłem tylko w Macu jak smakuje argentynski Big Mac (całkiem ok.) i gdy wróciłem do hostelu moi już tam byli.
Zrobiliśmy kolację i winko do tego i pojawiła się propozycja, by iść potańczyć.
1. Byłem nieco zmęczony tym całodziennym łażeniem.
2. Impreza okazała się być hip hopową, więc zrezygnowałem i poszedłem spać.
Nie byłem nawet spotkać się z moją piękną Sari.
Smutex.
INFO PRAKTYCZNE
QUERANDI
ul. Peru 322
ceny za tango show od 41 USD do 225 USDBOCA JUNIORS STADIUM
wejście na tour – 180 p.
Można płacić kartą.
CAMINITO
Samą dzielnicę można zwiedzać za darmo,
ale proponuję w dzień.
Po zmroku zbierają się tam podejrzane osoby.
Comments are Closed